Wróciłem do tego filmu po latach i przeżyłem lekkie, ale jednak rozczarowanie. Sam Sean Connery jest oczywiście w porządku, równie charyzmatyczny co w "Nietykalnych". Główny watek też może być, chociaż zahacza o przekombinowanie. Jednak niektóre wątki poboczne zaniżają ocenę. Choćby te sceny w czarnej dzielnicy, gdzie uliczni gangsta zatrzymują pościg. Przecież to coś pomiędzy "Gliniarzem z Beverly Hills" a jakimś musicalem, takie to wesołkowate, sztuczne, niepotrzebne. No i ta scena gdy Connery i Snipes walczą z grupą Japończyków, scena jak z filmów karate, i to nie tych najlepszych. Takimi dodatkami Kaufman w znacznym stopniu schrzanił film. A przecież w 1993 roku można było zrobić gwiazdorski film sensacyjny bez rozwalania konwencji i bez kiczowatych wstawek. Mam na myśli "Ściganego" z Harrisonem Fordem.