A wg mnie strasznie sztuczna, nie rozumiem zachwytów nad nią, to Cate Blanchett "u Allena" pokazała jak wygląda kobieta żyjące w własnym świecie. Az się czasem myślało, ona chyba tu nie pasuje. Ale Marlon autentyczny do bólu. Jakbym już gdzieś widział te nerwy, te zmiany nastrojów i tą męskość i zwierzęcość. Autentyczny, aż się by chciało powiedzieć, że "jest" a nie "gra". I nawet czułem jego gniew, skradł cały film.
Ja nie wiem czy to była gra aktorstwa.Vivien zaczęła wtedy,kolokwialnie mówiąc,świrować.
Może dlatego ,że grała w starym stylu gry aktorskiej który był właśnie tak sztuczny i teatralny .Poczytaj trochę o konfrontacji stylów jaki pokazali tu Brando i Leigh
Ale przecież ona grała kobietę, która cały czas UDAJE, jest w tym sztuczna i irytująca (postać, nie aktorka) - więc wyszło to idealnie...
Tak się składa że Brando podziwiał Vivien podczas kręcenia filmu. Wiedział że zmaga się z choroba a mimo to podziwiał jej zaangażowanie i kunszt. Dla mnie znakomita gra; taka właśnie miala być Blanche.
Dla mnie ta rola jest do bólu kiczowata i przerysowana, nie wiem czy jest tak zła, czy tak genialna, bo wzbudza we mnie emocje takie same jak w Stanleyu.
Różnica między Marlonem i Vivien polega na odmiennych stylach aktorstwa, oboje są genialni, ale w swojej kategorii.
Dla mnie "Tramwaj..." to najlepszy pokaz gry aktorskiej ever :) Genialna Viv,genialny Marlon.Nie sposób oderwać od nich wzroku.
Wiele osób mówiąc o "Tramwaju zwanym pożądaniem" porównując grę Vivien Leight i Marlona Brando zarzuca angielce sztuczność, wynikającą z jej aktorskiego warsztatu. Moim zdaniem jej Blanche DuBois miała właśnie taka być. Jest postacią niesamowicie rozchwianą emocjonalnie, która nieustannie gra różne role maskując swoją chorobę. Przed Stellą gra dawną znaną jej siostrę, przed Mitch i większością mężczyzn dobrze ułożoną damę, a przed Stanleyem hamuje swój gniew. Podobnie jak grany przez Oscarowego Caseya Afflecka Lee Chandler z "Manchester by the Sea" tłumi wszystkie swoje emocje wewnątrz, a ludźmi pokazuje przepełnioną stycznością z poprzedniej epoki maskę damy. Vivien Leight pokazuje swoją wielkość w scenach, w których Blanche daje upust swoim emocjom. Wtedy błyskawicznie przeistacza się z słodkiej damulki w rozchwiana bestię. Leight świetnie balansuje między tymi dwoma emocjonalnymi stanami. Wisienką na torcie są zmiany w modulacji jej głosu towarzyszące transformacjom. Znany w "przeminęło z wiatrem" aksamitny kokieci głosik przeistacza się w chropowaty głos zapijaczonej palaczki. Nie bez przyczyny jest to jedna z najlepszych ról kobiecych w ogóle.