Każdy z każdego filmu wyciąga coś innego. Dla jednych obie części są ucieleśnieniem buntu i historii przeciw systemowi. Dla mnie jest opowieścią o chorobach, które Nas toczą od środka tak jak Begbiego ciągła wściekłość, która znowu zaprowadza go do pierdla. Tak choroba Rentona, który nie umie się przystosować i znów kończy w swoim pokoju u boku ojca z niekończacym się pokojem. Ja jednak po obejrzeniu stwierdzam, że warto próbować się zmieniać bo nikt do końca nie chce skończyć w tym samym miejscu gdy będzie umierać twardo trwając przy swoich przekonaniach o beznadzieii. Mi jest bardzo ciężko tak jak bohaterom ale będę próbował.
jakiego buntu? to ze ludzie zyja sobie wedlug wlasnych zasad i wlasnych przekonan oznacza, ze sie buntuja? i to jeszcze w podbitym, historycznie zniewolonym kraju i miejscowosci zniszczonej najpierw przez niewolnictwo i pozniej korporacjonizm i naplyw obcej kultury, ktora inwazyjnie wypiera ta lokalna. to kto tu sie buntuje? ludzie wierni swoim przekonaniom czy cala reszta, ktora stara sie im cos narzucic silowo i podporzadkowac do wlasnego widzimisie planu inynierki spolecznej? :)