Widzę na forum, że główny zarzut widzów tego filmu jest taki, że bomba nie pizgła jak należy, a jak już pizgła to tak że nie widać, a jak nawet jak ta jedna, to nie pokazali jak pizgły dwie kolejne, a żadnych trupów i w ogóle nie było,..... nudy, bo ta bomba miała pizgać 3 godziny, a tu lipa....gadajo i gadajo, niech mi za bilet oddajo!
Komuś się tutaj chyba coś pomieszało ze Szybkimi i wściekłymi.
Film to dramat, i niestety, bez wiedzy o relacjach mocarstw, i przede wszystkim, bez wiedzy o historii Ameryki lat 30., 40. i 50. XX wieku nie co do tego filmu nawet startować, Ja wiem, że Oppenheimer też się może wielu kojarzyć z Openerem, ale nie o bombie, a o naukowcu i nie wiedzieć jakiego kalibru ten film jest, a później narzekać pokazuje poziom ignorancji współczesnej (niestety Filmwebowej) widowni.
Tyle,
Rozpiszę Ci, co mi się nie podobało, bo widzę, że Cię dotknęła moja opinia w innym temacie, skoro aż musiałeś założyć nowy. Film dostał ode mnie opinię "słaby" nie z powodu braku wybuchów, trupów i pościgów, gdybym tego szukała w filmach, to "Dwunastu gniewnych ludzi" nie dostałby ode mnie 10 (jest to film toczący się w jednym pokoju, gdzie grupa mężczyzn po prostu dyskutuje). Dostał taką ocenę, bo mnie wymęczył. Jeśli odliczam czas do końca seansu, to trudno, żebym wystawiła opinię "ujdzie". No nie ujdzie. Na uwagę zasługuje gra aktorska i charakteryzacja, poza tym nawet muzyce nie mogę wystawić dobrej opinii, bo była dla mnie nieprzyjemna, szczególnie powtarzalność, "zacinanie się" skrzypiec. Ale najgorszy był chaos - wydarzenia pędziły, jakby reżyser najpierw nagrał wersję 10 godzinną, a potem to pociął, aby się zmieścić w 3h. Człowiek nie miał czasu zastanowić się nad jakąś sytuacją, przemyśleć jej, bo zaraz znajdowaliśmy się w nowych okolicznościach, dochodziły kolejne postacie, nazwiska. Trochę przypominało to sen, gdzie akcja zmienia się bardzo gwałtownie i ciągle przewijają się inni bohaterowie. Wydaje mi się, że część rzeczy w ogóle nie została powiedziana, np. co groziło bohaterowi w tym całym procesie. Tak się bał i denerwował (dobrze zagrane btw), jakby miał zostać stracony w razie przegranej. Albo mi ta informacja umknęła, co by mnie nie zdziwiło, bo w ogromie tego wszystkiego łatwo się było pogubić, jeśli się nie jest pasjonatem historii. Niektóre postacie pojawiały się dosłownie na chwilę w jakiejś mało charakterystycznej scenie, a potem ciągle o nich mówiono po nazwisku i trudno było je powiązać z konkretną twarzą i rolą. Albo pojawiała się scena, która miała wywoływać emocje, a zamiast tego wzbudzała pytanie "ale kim jest ten koleś, kim on jest dla głównego bohatera?". Nie podobały mi się też niektóre ujęcia, np. w scenie wybuchu na pustyni to przedłużane zbliżenie na ogień, na oczy, na ogień, na oczy i tak pięćset razy, aż przestało to robić wrażenie. Uważam, że w tej konkretnej scenie reżyser przedobrzył i przeciągnął ja, tym samym zrywając u mnie połączenie emocjonalne z bohaterem. Dla mnie ten film to zmarnowany potencjał i wysiłek aktorów, może lepiej by było, gdyby przy tylu bohaterach wypuszczono go w formie serialu i dano każdemu swoje 5 minut, aby widz miał szansę ich zapamiętać i bardziej zorientować się w wydarzeniach. Albo w trailerach wyświetlano informację, że trzeba się najpierw dobrze zapoznać z biografią głównego bohatera.
Dodam tylko, że nie uważam, że żeby iść na film na podstawie biografii, książki itp. trzeba się najpierw zapoznać z materiałem źródłowym. Dobrze prowadzony film nie będzie tego od widza wymagał, bo przynajmniej te niezbędne do zrozumienia fabuły informacje zostaną podane.
Jeśli chodzi o te nieszczęsne wybuchy, to możliwe, że mogłeś wyczuć w mojej wypowiedzi jakiś żal. Jeśli jakiś jest, to wynika tylko z tego, że skoro film mi się nie podobał, to fajnie by było, gdyby chociaż widowiskowo nadrobił, człowiek nie czułby tak bardzo, że stracił czas. Jakby reszta filmu była ok (podkreślam - ok w mojej opinii), to nie zależałoby mi, aby wypełniać pustkę widokami, bo byłabym pochłonięta historią.
Serio, czasem warto po prostu zapytać, co ktoś ma na myśli, zamiast z góry zakładać swoje i zarzucać komuś, że "nisko upadł".
Przepraszam za powyższą ścianę tekstu, filmweb mi przerabia komentarze po swojemu.
czyli film jest typu ADHD - typowe dla ostatnich produkcji
dzięki, przekonałaś mnie by na to nie iść
Fantastycznie. Polecam nie iść. To nie dla Ciebie. Mówię to z pewnością bo jest bardziej Interstellarowy od Interstallara i bardziej prestiżowy od Prestiżu. :D
W pewnej rozmowie z przedstawicielką Sarkazmoidów padło stwierdzenie, że problem z idiotami jest w tym, że uważają swoich rozmówców za idiotów. I tak bym spuentował. Aczkolwiek co do tezy, to nie mam jeszcze wyrobionego zdania. :D
przepraszam, ja tu tak trochę na doczepkę, gunmeat postanowiłeś nie iść na ten film ale go oceniłeś?
Po co od razu inwektywa dzieciaku? Normalnie zapytałem. Biorąc pod uwagę twoje wcześniejsze komentarze ewidentnie widać że jesteś takim zakompleksionym człowieczkiem, któremu nie dogodzi. Film ewidentnie nie dla Ciebie, pewnie zbyt złożony - na Barbie już byłeś?
Całe szczęście nie jesteś bo robiłbyś wstyd dokoła. Doskonale znam ten typ dziada zadufanego i wiecznie nie zadowolonego ze wszystkiego :D Twoja stara musi mieć fun w życiu (choć zakładam że z takim nastawieniem to żadnej starej nie ma i nie będzie). Jak mnie strasznie bawią tacy domorośli krytycy co na wszystko narzekają, takie janusze naszych czasów - ty byś zrobił lepiej ten film, ty byś strzelił tamtego gola itd itp :D Strasznie smutny jesteś dzieciaku.
Jest bardziej Interstellarowy od Interstallara i bardziej prestiżowy od Prestiżu...!
Chyba rzeczywiście, więcej uwagi poświęcałeś zerkaniu na zegarek niż na ekran. Było bardzo spójnie i wszystko było wyjaśnione, jeśli nie od razu, to w którejś z kolejnych scen - jak np. z procesem o którym piszesz. Film był rzeczywiście dynamiczny, 3 przeplatane czasy. Jednak bez tego na fabule budowanej jedynie dialogami byłoby zbyt nudno.
Zignoruj te komentarze. Film wymaga pewnej dojrzałości i przede wszystkim rozumienia podstaw współczesnej historii, fizyki i socjologii. Mamy tez ciekawe wątki fascynacji makrsem jako idei i tego jak każda ideologia zamienia się w broń lub narzędzie opresji. Film świetny i kompletny.
Szczerze mówiąc, musisz mieć bardzo wysokie IQ, aby zrozumieć Oppenheimera. Dramaturgia jest niezwykle subtelna i bez solidnego zrozumienia mechaniki kwantowej większość scen przejdzie przez typową głowę widza. Istnieje także komunistyczne podejście Roberta, które zręcznie wplecione jest w jego charakterystykę - na przykład jego osobista filozofia czerpie w dużej mierze z hinduizmu. Fani rozumieją te rzeczy; mają intelektualną zdolność by naprawdę docenić głębiny tych scen, uświadomić sobie, że nie są po prostu dramatyczne- mówią coś głębokiego o ŻYCIU. W rezultacie ludzie, którzy nie lubią Oppenheimera, naprawdę są idiotami - oczywiście nie doceniliby, na przykład, erotyki w egzystencjalnym haśle Oppena "Now I am become Death, the destroyer of worlds", które samo w sobie jest nawiązaniem do Bhagawadgity. Uśmiecham się teraz, wyobrażając sobie, że jeden z tych prostackich idiotów drapie się w głowę, gdy geniusz Krzysztofa Nolana rozrasta się na ekranach sal kinowych.
Cóż tym koemntarzm pokazałeś, że totalnie nie zrozumiałeś filmu. Używanie słów i mądrych haseł w całe nie czyni cię mądrym. Ten film jest po prostu trudny. Nie tylko na poziomie wiedzy, ale także dojrzałości widza.
Czyli jak jestem idiotką, to już mi na ten film iść nie wolno? A co jak mi się akurat spodoba? Czy dyskryminowanie idiotów jest poprawne politycznie i licuje ze standardami dzisiejszych czasów?
Kto decyduje o tym kto jest idiotą a kto nie? Czy poziom idiotyzmu w człowieku można zmierzyć brakiem upodobania do takich filmów? Da się na podstawie aprobaty do powyższego filmu, bądź jej braku, określić stopień zidiocenia współczesnego społeczeństwa?
To naprawdę dobry, sensowny, a nawet piękny komentarz do tego filmu. Nie dotrze on do wszystkich owszem, ale muszę podważyć teorię, że raczej wiedzący coś więcej o fizyce kwantowej, zrozumieją pewne sceny. Ja jej nie rozumiem, ale nie przeszkadza mi to być nią zafascynowaną, jak i tym filmem. Nie rozumiem fizyki kwantowej, ale sam fakt jej obserwowania, nie pozostaje bez wpływu na obserwatora. Większość zwyczajnie oczekiwało ogromnego wybuchu... Mam nadzieję, bo nie wiem czym innym można się tu rozczarować... Tam były prawdziwe sceny mission impossible, gdy w sali pełnej mężczyzn pochylonych nad kartkami papieru , liczą prawdopodobieństwo wywalenia atmosfery...lub inna - mrożąca, jak wybierali miejsce wybuchu... Pomieszczenie, rola każdego zagranego tam istotnego człowieka. Tak dzieje się historia - w małych pomieszczeniach pełnych mężczyzn, przerażające i piękne. Białych mężczyzn ! Wszyscy o to mają pretensje, a przecież tak właśnie jest - światem rządzą biało mężczyźni dlaczego tak trudno to zaakceptować. Albo oment w którym zakłada kapelusz i patrzy na peryferie... Jakiś czas temu wypowiada na głos swoje, wtedy wydające się nierealne, marzenie - połączenie fizyki z tym pustkowiem. Nierealne, no bo jak - fizyka, eksperymenty, teoretyk - a więc tylko wykłady itp. a nagle bum - staje się to realne. Zakłada kapelusz kowboja do garniaka i zajmuje się ukochaną mechaniką kwantową, przy okazji stając się kimś, kogo słuchają inni. Do tego przeszywająca muzyka.. scena - arcydzieło, a trwa dosłownie sekundy.
Cieszę się również, że wreszcie ktoś sensownie tłumaczy nagie sceny, tak bardzo dla niektórych zbędne. Jedną przynajmniej. Druga jest bardziej oczywista, bo przyczyniła się do idealnego zobrazowania emocji, jakie towarzyszą osobie przesłuchiwanej... nagle jego słowa są tak dosadne, że czuje się nagi i wyobraża co widzi jego własna żona siedząca za nim - tę siedzącą na nim.
Daruj sobie panie inteligentny. Inteligent ma do siebie, że nie musi opowiadać jaki to on jest mądry i on rozumie film a Janusze nie. Śmiech na sali.
Ten temat odnosi się do krótkiej statystki komentarzy na FILMWEB, więc jako do jednego z wielu odnosi się do Twojego komentarza.
Film jest trudny, w formie i w przekazie owszem, ale nie oznacza to, że jest filmem złym. Nie jest to blockbuster, film do popcornu, widowiskowy też nie jest, bo nie miał być (i tu jest główny błąd w założeniu wielu, wielu widzów, że odtworzone będzie zrzucenie bomb na Hiroszimę i Nagasaki). Temu filmowi bliżej zdecydowanie do "J.F.K." Olivera Stone'a z 1991 r.
Wydźwięk filmu jest pesymistyczny i wręcz przerażający, dlatego ton tego filmu jest ciężki i może się wydawać męczący (dlatego muzyka to także jest ciężka, dlatego jest "piłowanie skrzypiec", a nie skoczne ballady). Chwilami jest bardzo antyamerykański, co się bardzo rzadko zdarza, ale przez to reżyserowi nie można zarzucić braku obiektywizmu.
Wydarzenia pędziły, dlatego film ma dobre tempo. Dla wielu niestety - tutaj trzeba było być skupionym od pierwszej do ostatniej minuty, oglądać uważnie, żeby się nie zgubić (czy dlatego film jest zły, że trzeba było myśleć?).
Jeśli się nie jest pasjonatem historii - to stwierdzenie klucz, dla niezadowolonych widzów. Bez choćby podstawowej wiedzy o historii świata okresu lat 30.-50. XX wieku, a zwłaszcza historii Ameryki ten film, może nie być w ogóle zrozumiały. Na 99% filmów w kinie można iść z ulicy i nie wymagają one od widza niczego. Ten film wymagał (czy dlatego film jest zły, że bazuje na historii i wymaga od widza?).
Gdyby ten film miał zaserwować widzowi skrót historii XX wieku, do tego jakby zaserwował streszczenie fizyki (teorii względności i mechaniki kwantowej - tak, niektórzy zarzucają temu filmowi, że się nie nauczyli fizyki!!!), to ten film trwałby 6 godzin, z 3 godzinnym prologiem.
I jak w każdym filmie opartym na historii, z czegoś trzeba było zrezygnować, a coś trzeba było uprościć, a na czymś trzeba się było skupić - nie ma filmów idealnych.
Tak, widz nisko upadł, stawiając filmowi takie absurdalne zarzuty i wykazując się swoją niewiedzą, licząc tylko na widowiskowość. Trafiając na taki film jak Oppenheimer, widz jest zagubiony i nie rozumie, bo nie wie. I co gorsza, ten odruch, że widz nie wie nic nie daje, poza tym, że wystawia filmowi ocenę od 1-5, a nie motywuje go to do tego, żeby po wyjściu z sali, aby zrozumieć, nie włączać w telefonie TIK-TOKA, tylko chociaż tą WIKIPEDIĘ i doczytać, rozwinąć się...., ale po co, czytać, skoro bomba nie pizgła, to film jest zły!
Genialnie i w punkt napisane. Czytając niektóre komentarze ludzie spodziewali się chyba czegoś innego.
no ja znam historię i nie uważam, że ten film jest wybitny. Jest po prostu dobry i tyle. Według mnie nie ma tam dobrego prowadzenia bohaterów i budowania historii. Porównałeś go do "J.F.K" i dobrze, bo z tym filmem Oppenheimer przegrywa w przedbiegach. Tam były emocje i wyrazisty bohater, a tu mamy trochę dziwnego i zagubionego geniusza. Mów co chcesz, ale przy tak długim filmie zabrakło jednak lepszego pokazania Projektu Manhattan i nie mam tu na myśli wybuchów tylko walkę z czasem, stres i presję. Ten projekt był naprawdę skomplikowany, a tu mamy taki bardziej domki na pustyni i wrzucanie koralików do kryształów. Ja porównałem ten film do "Gry tajemnic" i "Pięknego umysłu", bo tam były te wszystkie elementy, których zabrakło mi w Oppenheimerze. Niestety, przy całkiem dobrych kreacjach aktorskich, jest to film zaledwie dobry.
Brawo ! Sam bym tego lepiej nie ujął. Perfekcyjny szkic dzisiejszego widza i jego kinowych oczekiwań, czyli widza z IQ klapy od sedesu
Osobiście zamieniłbym ostatnie 40 minut filmu (plot z Robert Downey Jr) na wydłużenie środkowej części o np. lepsze zagłębienie się w fizikę.
A momentem kulminacyjnym powinno być zrzucenie bomb na Japonie, regret jaki naukowcy mają z tego powodu i znak zapytania o przyszłość.
Część z procesem po teście Trinity odczuwa się jako spory side-plot, na który zostało poświęcone zbyt dużo czasu. W tym momencie wiele nazwisk się przewija, o których wiele osób już pozaponiało i można było łatwo się pogubić o co właściwie chodzi albo o kogo chodzi w tym momencie.
Dla osób które znają dobrze historię, na pewno ta część filmu mogła się podobać, ale wciąż, wydaje mi się, że czas ekranowy mógłby być o wiele lepiej wykorzystany w tych ostatnich minutach.
Film pod względem zdjęć, dźwięku i aktorstwa to totalne mistrzostwo, ale scenariusz jak dla mnie mógłby być jeszcze ciut lepiej wyszlifowany aby film był totalnym majstersztykiem ;).
to jest film o Oppenheimerze i pokazanie tego, jak był traktowany po roku 1947 było ważne dla całości. Natomiast to w jaki sposób twórcy to pokazali jest inną sprawą.
Jeśli komuś nie podobał się film to nie oznacza to, że ktoś upadł nisko. Takie zarzuty mogą postawić komuś jedynie snobi bez grama wyrozumiałości do strony innych. Powyższy komentarz dobrze tłumaczył, dlaczego film mógł się komuś nie podobać i dlaczego ktoś daje mu niższą ocenę.
W filmie podobało mi się parę rzeczy, takie jak muzyka i gra aktorska. Jednak robiąc 3 godzinny film, trzeba też wziąć pod uwagę aspekt widza i co zrobić aby film się oglądało przyjemnie, albo chociaż znośnie.
Największym błędem było to, że reżyser nie poświęcił czasu na to, aby zbudować relacje emocjonalną między widzem, a bohaterem. Bo w jaki sposób mamy śledzić losy kogoś, kto jest nam co najwyżej obojętny.
Film wygląda tak, jakby Nolan chciał powiedzieć wszystko na temat Oppenheimera, ale 3 h czasu to było jednak za mało i wszystko się pomieszało. Poza kilkoma artystycznymi scenami w filmie nie było nic wyjątkowego. Jeśli Nolan chciał zrobić aż tak mocna biografie to mógł po prostu nagrać dokument.
Z pewnością lepiej by się oglądało taki 3 godzinny dokument, niż zlepek dialogów prowadzony bez zaangażowania emocjonalnego.
Dodatkowo w filmie było dużo płytkich rzeczy, mających udawać coś rewolucyjnego albo głębokiego pokroju "zdejmij pranie" (wow oni mówią do siebie szyfrem!!!!ale genialne), albo czytania książki przez Oppenheimera podczas seksu (wow on przeczytał coś, co będzie jego przyszłością!!!!).
Więc możesz też próbować zrozumieć osoby, którym film się nie podobał. Po to są oceny żeby móc je wyrażać i oceniać film na podstawie własnych przeżyć. To że ktoś go oceni lepiej albo gorzej nic nie znaczy.
Ale najwyraźniej wielki biały mężczyzna po zobaczeniu złej opinii będzie chodził że zranionym ego przez parę miesięcy. Przepraszamy za słabe wystawianie słabych ocen : '''((( we will do it again
Jak można napisać takie zdanie podczas recenzji filmu:
"Dodatkowo w filmie było dużo płytkich rzeczy, mających udawać coś rewolucyjnego albo głębokiego pokroju "zdejmij pranie" (wow oni mówią do siebie szyfrem!!!!ale genialne)"
podczas, gdy jest to jedynie zekranizowanie PRAWDY. Zdajesz sobie sprawę, że dokładnie taka sytuacja miała miejsce w rzeczywistości? Wiesz, że właśnie taki komunikat Oppenheimer polecił przekazać żonie?
Chyba, że wybrałaś się na film nie wiedząc tego, być może nie wiedząc nic o historii Oppenheimera, po czym wystawiasz opinię na jedną gwiazdkę i jednym z argumentów jest przytoczone zdanie. Jeśli tak, to głęboko współczuję i tracę wiarę w Filmwebowe opinie.
Jako "wielki biały mężczyzna" stwierdzam fakt, że wystawianie jakielkowiek produkcji oceny 1 bądź 10 wiąże się z całkowitą niepoczytalnością twojej osoby. Wystawianie takiej niskiej oceny jest nieadekwatne i krzywdzące.
Jak czytamy w twoim komentarzu "W filmie podobało mi się parę rzeczy, takie jak muzyka i gra aktorska". Patrząc więc jeszcze raz na twoją ocenę filmu uświadamiam sobie jak bardzo nieadekwatną jesteś osobą.
Mówię to ja "Wielki biały mężczyzna"
Wielki biały człowieku !
❤️❤️ No wreszcie
Filmem jestem zachwycona i mogę o nim godzinami rozmawiać... Jestem w stanie nawet wytłumaczyć dlaczego dałam 10/10, bo podobno maksymalnych się nie dane... No jest dla mnie idealny, genialny... Ale nie o tym :)
Oscary ! Były przewidywalne, ale jednak mnie interesowały i nie mogłam znieść zarzutów... I w ogóle całej historii zmienienia kryteriów oceniania filmu ( czarnoskórzy, mniejszości, geje itp.) czytałam zarzut dlaczego tylko WIELCY BIALI MĘŻCZYŹNI oceniają... Padły absurdalne nawet zarzuty dlaczego w Oppenheimerku nie ma niczego takiego .. a przecież on nawet nie mógłby być nominowany gdyby akurat nie był Żydem... Zirytowałam się i napisałam, że filmy oceniają wielcy biali mężczyźni, bo to oni osiągnęli największy sukces. Jak osiągnie jakiś gej, no to se tam będzie. Światem rządzą wielcy biali mężczyźni - dlaczego tak trudno to zaakceptować. W scenach w Oppenheimerze przerażające momenty jak wybierali miejsce wybuchu... Pomieszczenie, rola każdego zagranego tam istotnego człowieka. Tak dzieje się historia - w małych pomieszczeniach pełnych mężczyzn, białych mężczyzn. To czysty fakt. Bądź białym mężczyzną bez skrupułów!
"Największym błędem było to, że reżyser nie poświęcił czasu na to, aby zbudować relacje emocjonalną między widzem, a bohaterem. Bo w jaki sposób mamy śledzić losy kogoś, kto jest nam co najwyżej obojętny."
A dla mnie taki zabieg był celowy i genialny! Pozwalał skupić się na konsekwencjach i skutkach a nie czynach które nie były sednem filmu w moim odbiorze.
Historia i polityka jest mi znana w szkolnej wersji z dodatkowymi kilkoma rozmowami przy kawie. Jestem laikiem filmowym, poszedłem na film tylko ze względu na "aktora z piki blinders", reżyser mnie nie obchodził bo nigdy na to nie zwracałem uwagi. Dostałem film który zaangażował mnie od pierwszej sceny do końca, wysilił moje szare komórki i uwypuklił strach który był mi znany.
Dać 1 jakiemukolwiek filmowi, to zazwyczaj jakieś prywatne "zmienne" z nim związane... Kiepskie doświadczenia, źle skojarzenia... Ale dać 1 takiemu filmowi jak Oppenheimer? Może się nie podobać, owszem... Ale 1? To jeszcze nie wszystko. Bo dać 1 Oppenheimerkowi a 10 Barbie??? To już kosmos!
Ja ten film chętnie zobaczę ale na jakimś vod jak wyjdzie wtedy bo w kinie to bym wolał oglądać film o budowie i zrzuceniu bomby
przecież żona bohatera powiedziała wyraznie że grozi mu utrata pracy, domu i majątku
to nie był proces, tylko przesłuchanie w sprawie odnowienia dostępu do informacji poufnych. Odebranie tego dostępu zamykało Oppenheimerowi drogę do pracy nad projektami rządowymi, a po części też możliwość na renomowanych uniwersytetach. W przypadku Oppenheimera zmieniło się to w polowanie na komunistów, które było charakterystyczne dla lat 50-tych w USA.
Jeśli Cie film wymęczył, to nie dlatego że był zły, tylko nie był dla Ciebie, mnie też by wymęczyło gdybym musiał np 3h oglądać salon sukien ślubnych
To co dla Ciebie jest wadą tego filmu, dla mnie jest właśnie zaletą. Muzyka zacinających skrzypiec połączona z obrazem przypomniała mi suspens Hitchcocka i jeszcze bardziej mnie nakręcała. Cisza przy wybuchu bomby w początkowej scenie i rzuty na spojrzenia bardzo emocjoanlne, wymowne podniecenie mężczyzn, zupełnie nieświadomych jeszcze co uczyni ich wynalazek.
Zgadzam się w 100%. Film męczący, ciągle dialogi, przytłaczająca ilość informacji i postaci (oglądałem bez napisów) gra aktorska traciła przez natłok tekstu, ktoś bazgra coś przy tablicy a muzyka Krzyczy! Przy scenie wybuchu przez muzykę zacząłem gryźć się w palec a scena była wielkim zawodem (naczytałem się o braku efektów specjalnych i kamerach imax) a wybuch wyglądał jak podpalenie beczki z ropą (czarny gesty dym nie występuje przy rozszczepieniu atomu) Najgorszy film Nolana... Szkoda
I tego nie rozumiem bo jak już chciał jednak pokazac wybuch to lepsze by były efekty żeby to miało wygląd
Czarny. gęsty dym jak najbardziej może się pojawić przy wybuchu jądrowym,np. jako skutek natychmiastowego pożaru (zarówno roślinności, jak i np. budynków) wywołanego falą cieplną.
Chyba nie przy samym wybuchu tylko kilka minut po nim. Mniejsza z wybuchem. Mam wrażenie że wszyscy się zakochali w Nolanie i hypem tego filmu a umknęło im to że zostali oszukani muzyką i dialogami jak z filmów Vegi (nie naturalnie szybka wymiana informacji) brakiem jakichkolwiek odczuć względem bohaterów (byli mi absolutnie obojętni) Historia odpowiedziana rzetelnie tylko kilka momentów mnie ujęło. Mocna piątka dla filmu po głębokim przemyśleniu.
Momentalnie, nie po paru minutach. Promieniowanie cieplne porusza się z prędkością światła i w ułamku sekundy nagrzewa blisko położone powierzchnie do tysięcy stopni.
Polecam na YT film "Teapot single story house inside and outside" od okolic 13 sekundy. Bo błysku ściana domu momentalnie staje w płomieniach (a dokładniej prawdopodobnie odparowuje farba).
Sam test Trinity można obejrzeć pod "Trinity Test Latest HD Restoration", lub "Trinity and Beyond - the George Sequence UHD".
Nie jestem ekspertem ale na pustyni mało jest latwopanego materiału, chociażby palnego. Nagrzewanie materiałów wydaje się - jakichkolwiek do tysięcy stopni powoduje ich samozapłon i czyste dopalenie. Nie ma tutaj powolnej reakcji materiału z ogniem w małej temperaturze, rozdmuchanej wiatrem. Wysoka temp powoduje szybki "rozkład" i utlenianie materiału i czarnego dymu moim zdanie powinno być niewiele. Chyba że były to obloki kurzu i gleby podniesione ale wątpię.
Trinity and Beyond jest tak niesamowitym dokumentem, że aż ciężko uwierzyć, że takie rzeczy nie zostały dodane jako efekt specjalny, a to wszystko wydarzyło się faktycznie.
A sama scena wybuchu nie była powalająca, ale trzeba sobie zdać też z tego, że bomba która wybuchła jako pierwsza była zwyczajnie dużo słabsza niż te które wybuchały w latach 50tych. Mozna to sobie zresztą porównać z autentycznym nagraniem z testu trinity i moim zdaniem wyglądało to bardzo podobnie.
Jeśli nie zrozumiałaś o co chodziło w "procesie" Oppenheimera, świadczy to tylko o tym, że nie uważała podczas seansu - w filmie zostało jasno powiedziane, że komisja chce odebrać Robertowi przepustki bezpieczeństwa, co miało na celu podkopać jego reputację, ktoś kto rzeczywiście "oglądał" i posiada przynajmniej jeden sprawny neuron by to załapał
Cały proces został zorganizowany przez jakiegoś chciwego dziada, który poczuł się urażony tym, że Oppenheimer wyśmiał jego pomysł zakazu wysyłki izotopów do Norwegii. Potem irytujące przepychanki między prawnikami i arcynudne rozkminy czy żona miała legitymację partyjną i o rodzajach komunistów. A pół filmu poświęcone temu, że chciwy dziad chciał być sekretarzem. Za to ofiarom atomowej zagłady poświecono zaledwie minutę.
Zgadzam się. Co mnie po 80 latach obchodzi, czy żona była idealną komunistką czy zwykłym komuchem? Przegadany i za dużo polityki, nie pokazane nic z procesu tworzenia samej bomby, proces pozyskiwania izotopów uranu i plutonu sprowadzony do wrzucania kuleczek do dzbanka. Nawet nie wytłumaczyli czym różni się reakcja rozpadu w bombie atomowej od reakcji syntezy w bombie wodorowej. Założę się że 80% widzów przez cały film nie skumała, dlaczego Teller miał takiego focha (o research bomby wodorowej).