Marny dowód idealnie zagrał . Gościu który dał złotą maline, Hayden Christensen ,miał zle z głową .
hejterzy prequeli zabili sw .
Christensen był rewelacyjny. Te przygłupy z akademii dawały Maliny dla zasady. Nawet 9 letniemu Lloydowi który grał małego Anakina tak "uhonorowali". To efekt przepychanek między Lucasem a hollywodzkim towarzystwem, któremu pokazał środkowy palec.
W porównaniu do Ataku Klonów, gdzie jego aktorstwo naprawde mnie bolało, to w E3 był znośmy - McGregorowi dalej nie dorasta do pięt, ale na pewno nie jest to poziom złotej maliny.
Dokładnie, cieszę że są osoby które to dostrzegają. Szkoda tylko że tak mało z nas się odzywa. ;)
Ja to dostrzegam gdyż dla mnie ta część to klasyka . A ty jak uważasz ? . Atak klonów dla mnie to też klasyka i Mroczne Widmo też .
Skoro mało z nas sie odzywa to efekt jest jeden ,przeciwnicy prequeli są na tyle zaciekli że nasi nie widzą sensu branie udziału w dyskusjach .
Hm, dla mnie nie ma znaczenia czy coś jest klasyką czy nie. Wszelkie "etykietki" odrzucam, to mi pozwala na świeże spojrzenie. To że np. coś jest na jakiejś tam liście top 100 wg tego czy tamtego magazynu czy portalu.. Mam to gdzieś. :) Nie będę się czymś zachwycać /czy ganić tylko dlatego że jakaś grupka czy to od Oscarów czy od Malin coś zjechała czy pochwaliła. Bo co mi z tego, że jakiś twór ma np. na imdb średnia 8,9 na wiele tysięcy głosujących, czy tutaj, zostało uznane za "arcydzieło" skoro ja się na nim dajmy na to nudzę? Zawsze oceniam tak jak sama czuję, widzę i rozumiem. Oceniam pomysł, wykonanie, warsztat, wizję, sens. To jest dla mnie ważne, moj własny odbiór dzieła, prawdziwie własna ocena, niezależna od nikogo i niczego. A mam wrażenie że masa osób jednak, świadomie czy nieświadomie, sugeruje się cudzymi recenzjami, opiniami, listami "najlepszych".. Prequele to świetny przykład, kiedy Maliny zrobiły brudną robotę. Ludzie przeczytają i nawet o tym nie wiedzą że ktoś zdecydował za nich. Powtarzają jak papugi popularną opinię, jakby z klamkami na oczach. Nie zastanawią się sami, bo prequele mają opinię "złych" filmów. Przeczyta to jeden z drugim, usiądzie na kanapie, w łapie kubek z cola, w drugiej micha popcornu, i zdziwiony taki że połowy rzeczy nie rozumie i jedyne na co go stać to wystękane :"eee, no jakieś to słabe, bez sensu".
To że prequele mają opinie złych filmów ,NIE należy sie wogóle przejmować .
Najważniejsze jest to że podoba sie grupie fanów do których,my sie zaliczamy . Ale ci co dali złote maliny prequelom mieli naprawdę źle w głowach
Maliny i Oscary są bardzo "polityczne". Lucas dzięki OT stał się na tyle niezależny finansowo i twórczo że mógł swobodnie pokazać hollywódzkim wytwórniom środkowy palec. A takich autentycznych, samowystarczalnych outsiderów się nie trawi. Normalka.
TFA mogło by być lepsze jeżeli Lucas by był reżyserem a nie ten partacz abrams .
Był bardzo słaby w E2 i bardzo mocny w E3. W E2 McGregor go zniszczył, jeśli porównać ich warsztat aktorski. W E3 moim zdaniem Christensen był nawet momentami lepszy.
To co spotkalo Lloyda było przykre. Bądź co bądź był to tylko młody dzieciak. I dorośli naprawdę porządnie mu spieprzyli pewien kawałek życia. Za jego ewentualną słabą grę powinien oberwać jedynie Lucas. A czy Lloyd był słaby? Tak, bo to że to dzieciak nie sprawia, że z miejsca trzeba go gloryfikować. Młody Elijah Wood czy Macaulay Culkin przerastali go o dwie klasy. Już nie mówiąc o młodym Harveyu Stephensie w filmie Omen.
A wracając do SW - Lloyda w ogóle nie powinno moim zdaniem tam być, Anakin powinien mieć w E1 19 lat i powinien go grać Hayden. Anakin jako dzieck ow E1 to największy błąd Lucasa w całym SW.
Niestety, (albo stety, w końcu gdyby każdy sobie we wszystkim przytakiwał, nie byłoby miejsca na dyskusję) nasze zdania się różnią. Hayden zagrał zarówno w Zemście jak i w Ataku Klonów rewelacyjnie. W epizodzie II ciężej to dostrzec ponieważ mało kto tak naprawdę wie o co tam chodzi z postacią. Trzeba mieć troszkę większe pojęcie o psychologii by się w tym połapać. ;) (Lucas strasznie tam uwypuklił borderline Anakina.)
Lloyd tak samo jak Christensen jest ofiarą przepychanki hollywódzkiego kółeczka z Lucasem, który się na nich wypiął, finansując prequele wyłącznie z własnej kieszeni. Jest to cholernie przykre, że w nich trafiło, zwłaszcza w Lloyda który był małoletni i nawet nie wiedział co się dzieje. To zwykła podłość dać dziecku nominację do Malin. Rzygać mi się chce gdy tylko o tym pomyślę.
A McGregor niczego nie zniszczył, on po prostu zagrał postać sprawiającą na większości pozytywne wrażenie, jego Obi wzbudza sympatię i tyle. Aktorsko miał łatwiutkie zadanie, nie do porównania z kunsztem jakim wykazał się Christensen, mający wielokrotnie cięższe zadanie aktorskie, z którego wywiązał się znakomicie.
Nie wyobrażam sobie lepszego występu niż to co Christensen zaprezentowałł w OBU częściach. Facet jest perfekcyjnym Anakinem/Vaderem. Idealnie oddał dwoistość tej postaci, jej zaburzenia w hm, Mocy, można nawet tak to ująć. Szkoda że za wspaniałą robotę dostał po uszach.
Wiesz, moja przyjaciółka miała kiedyś fioła na punkcie Haydena. Ze względu na niego kupiła nawet Atak Klonów, którego potem w sumie nie oglądała i oddała mi. A przydało się, bo w tamtym czasie potrafiłem obejrzeć ten film kilka razy w tygodniu i moje VHS było strasznie zjechane.
Ona oglądała ze mną SW, ja z nią oglądałem np. serial "Szkoła przetrwania". I widzisz, problem jest taki, że jego Anakin z E2 i jego postać z serialu są zagrane... identycznie. Obie postaci mają problemy, ten z serialu był akurat molestowany. I chociażby w scenie w której Anakinowi śni się matka... no, niestety bardziej to przypomina jęki molestowanego chłopaka niż strach przed utratą. Może Lucas uważał że ma to tak wyglądać... Ale tym się właśnie różni dobry aktor, że czasem wrzuci coś od siebie, np.: "wiem" zamiast: "ja też Cie kocham".
Poza tą krótką sceną, mimika Haydena dla obu postaci jest taka sama. Wiecznie obrażony na cały świat, kiedy ktoś mu zabierze zabawkę lub pójdzie na trzepak, a nie tak jak chciał Hayden - do piaskownicy.
Ja rozumiem co Anakinem kierowało w obu filmach. Tylko zobacz, jaki ciekawy myk zrobił nam Lucas po nieudanym występie Haydena w E2 - zamiast pokazać go tarzającego się na łóżku i krzyczącego: "nie.. Padme nie... nie...". dostajemy obraz cierpiącej Padme i... to strzał w dziesiątkę. I to jest właśnie sposób na współpracę, kiedy aktor nie do końca potrafi zagrać to, o co nam chodzi.
Kolejną scena, która dla mnie pokazuje że McGregor był lepszy, to spięcie o to czy lecieć za Dooku czy lądować. I o ile pierwszy zryw Christensena krzyczącego: "Padme!", "Put the ship down!" były świetne, to kiedy scena poszła dalej, Christensen stracił emocje, i to McGregor więcej krzyczał, był bardziej przekonujący... ja bym nawet wolał zobaczyć jak Anakin próbuje Obi-Wana szarpnąć, zamiast niemal bez emocji wygłaszać koleje dialogi.
Wiele winy za E2 można zwalić na Lucasa i dialogi ale... na aktorstwo również. A same dialogi... nie były dobre, ale chyba oboje wiemy, że miały być... inne? nietypowe? Lucas ewidentnie jechał w w wątek romansu rycerskiego/dworskiego. I chwała mu za to że spróbował, nawet jeśli nie końca wyszło. Bo tego w SW jeszcze nie było, a naprawdę pasowało do tego kawałka Sagi.
Tak czy inaczej, mimo że uważam że Hayden był jednak słaby w E2 (i myślę że tutaj możemy wyrazić swoje opinie, podeprzeć je jakoś, uargumentować, ale i tak na końcu oboje zostaniemy przy swoim zdaniu, tak myślę).
No i na pewno zgodzę się, że Christensen miał najcięższą rolę do zagrania. I wiesz co, tutaj jest pewien szkopuł - rola Anakina jest cięższa niż Luke'a, Hana, Lei, Obi-Wana czy Padme. A jednak Hayden jako jedyny z grona Evan, Natalie, Mark, Carrie i Harrison miał na pokazanie swojej postaci dwa, a nie trzy filmy. I to jest olbrzymi problem. Tak jak mówiłem - nastoletni Anakin grany przez Christensena w E1 mógłby ratować ten film, nawet jeśli Christensen zagrałby słabo. Lloyd był niepotrzebny, także mi go żal, ale winowajcą nie jest tylko hollywódzka śmietanka, ale przede wszystkim sam Lucas. Bo ten pomysł był tak absolutnie kretyński, że chyba tylko oddanie filmu Qui-Gonowi, postaci nieistotnej dla reszty Sagi, temu dorównywało.
Wiesz co, chyba nie do końca rozumiem o co ci chodzi. Co to znaczy "gra identycznie"? Może odniosłeś takie wrażenie bo rola z "Higher Ground" trochę przypominała tę ze Star Wars. Trochę, bo Anakin przy Scotcie to niemal pogodny gościu. Coby nie powiedzieć o Skywalkerze, to do momentu gdy Sidious go namaszcza, jego nastrój ciągle ulega zmianom, co świetnie oddaje problemy osobowości zaburzonej emocjonalnie. Jest chmurny, po czym za chwilę się uśmiecha, jakby było już w porządku. Przypadek Scotta jest trochę inny. Koleś to przeżarta dragami chmura gradowa, do której ciężko komukolwiek dotrzeć nawet na chwilę. Jego nastrój jest w zasadzie stały, chyba że liczyć sytuacje podbramkowe, gdy zaczynają się z niego wylewać emocje. A poza tym? Są inni. Scotta trzeba zmuszać do jakiejkolwiek aktywności. Minęło sporo czasu zanim komukolwiek się zwierzył. Anakin sprost przeciwnie, rwie się do wykonywania zadań, bezczynność go nudzi. No i opowiada co czuje nawet Jar Jarowi którego od lat nie widział.
Może wydaje Ci się że Christensen gra 'identycznie' (swoją drogą, jak taki Pacino w prawue każdej roli nadmiernie gestykuluje, wrzeszczy na wszystkich wokół siebie, zgrywając 'włoskiego macho', to jakoś każdy brawo bije, i nie narzeka się że'gra identycznie'^^)
ponieważ heh, obie role gra ten sam aktor, postacie sprawiają, przynajmniej na pierwszy rzut oka- skłonność do stanów depresyjnych- podobne wrażenie, postacie krzyczą i płaczą, no i znajdują się w tzw. sytuacjach podbramkowych, gdzie zwierzają się z czegoś strasznego? Nawet padają tam niekiedy podobne słowa, jak w SW, stąd zapewne to wrażenie że 'tak samo'.
https://m.youtube.com/watch?t=2s&v=ThA89I82PR0
Swoją drogą, imo Hayden idealnie tutaj oddał te poczucie beznadziejności, braku wyjścia z sytuacji z twarzą. Bo kto uwierzy w twierdzenie nastolatka, jeszcze przed miesiącem regularnego ćpuna, przy okazji wysoki, spory facet, że nie mógł sobie poradzić z drobną babką gdyby była nachalna a on naprawdę nie chciał? Każdy pomyśli że to niemożliwe, "że pewnie chciał". Tragiczna sytuacja. Macocha, jako perfekcyjna manipulantka robi z niego żałosnego idiotę, ojciec wierzy jej kłamstwom, a nie swemu synowi, którego skreśla i się brzydzi. Tak ogólnie to dzięki, poryczałam się na tej scenie, emocje postaci mi się udzieliły, Haydena mam ochotę przytulić, macosze su*e dać liścia w papę, a ojcu do rozumu przemówić.
Ogólnie Christensen specjalizuje się w takich scenach, tu jedna ze świetnego "Życie jak dom' :
https://youtu.be/CEcTP1iEaTE
też podobny schemat, też rozpacz, ja to totalnie kupuję, sorry. Zresztą nie tylko ja, pamiętam gdzieś wyhaczyłam wywiad z Bradem Pittem, jak ktoś go pytał na jakim filmie się popłakał to podał właśnie "Life as a House". :P
Trochę też nie rozumiem nielogicznych pretensji że "nie wymyślił drugiego "wiem". Że Lucas nie pozwolił mu na improwizację? Z tego co czytałam Christensen pytał się czy Anakin koniecznie musi mieć takie zmienne nastroje, czy by nie mógł być pewniejszy, a Lucas na to że nie. ;)
Ha, udało mi się znaleźć ten wywiad z Bradem. :) Najpierw mówi o "Jak wytresować smoka", a potem właśnie o "Life as a House" - tylko pomylił tytuł, heh.
https://youtu.be/7bj0-SEscVM
Skoro Hayden dostał malinę, to Adam Driver za Kylo powinien dostać Złoty Krzak Malinowy.
Zły? Jak dla mnie zagrał genialnie człowieka zagłębiającego się w mrok. To tak jak młody Magneto w "Pierwszej klasie", świetnie odegrane zagłębianie się coraz bardziej w mrok.
Ja bym nie powiedział, że genialnie, ale całkiem dobrze. Ale nie powiecie chyba, ze w Epizodzie 2 nie był strasznie irytujący?
Jak dla mnie w Epizodzie 2 Hayden Christensen nie był irytujący ,grał po mistrzowsku .
Aj tam, trochę głupio, ale dla mnie całe dwa pierwsze epizody były dość irytujące... Momentami się zastanawiałem, czy to nie jest jakieś romansidło w uniwersum Star Wars...
Na pewno nei zasługują na taką nienawiść, jaką otrzymują, no ale nie są najlepsze. najgorsze jest to, że historia nawet była ciekawa, tylko to jak ją pokazali kulało. Niemniej jednak próbowali czegoś innego, czego nie da się powiedzieć o Epizodzie 7, który z kolei zrobiono swietnie, ale historia to zasadniczo Epizod 4. z Murzynem i kobietą, zamiast Luka i Hana. No i myślę, że gdyby zrobili wtedy Darth Jar Jara, to zupełnie inaczej byśmy dzisiaj mówili o E1-3.
Epizod siódmy tworzy poniekąd odrębne uniwersum od tego znanego z książek. Gdy ktoś przeczytał to wszystko i potem obejrzał ten epizod, to miał prawo się pogubić.
I twoja odpowiedź mówi wszystko. Papa George idealnie skomentował tą niechęć hejterów prequeli:
"Biedny Hayden. Jego występ był wspaniały, oni po prostu nie lubią postaci. "
Ja nazwałabym je raczej obniżonymi...Ludzie spodziewali się jakiegoś typowego pakerka typu Thor. Taki wrażliwszy Vader im nie odpowiada, nie pasuje im to do ich (błędnych) wyobrażeń o Vaderze ekstra złolu.
Tylko, że Anakin jest 100 razy lepiej napisaną i zagrana postacią od Kylo Renia.
"Złote Maliny" w jakiejkolwiek kategorii i dla jakiejkolwiek osoby z obsady "Star Wars", a tym bardziej dla George Lucasa to świętokradztwo, egoizm i dewastacja, jak bezlitosny barbarzyńca szatkujący swe ofiary. Takie głupie głosowanie na coś najgorszego z najgorszych w filmowej klasyfikacji, to ujma dla dziedzictwa kinematografii. Jakby zazdrośni, nie mający co robić ,,byli" twórcy nasłani przez ,,białe kołnierzyki" z Hollywood obnażali tych, co wnieśli do popkultury masę innowacji i pierwiastek nieprawdopodobnego doświadczenia, z którego będą czerpać pokolenia. Lucas ze swoim "Lucasfilm Ltd." i "ILM" zrobił dla kina, pchając proces filmowy w zupełnie nowym kierunku ewolucji, tyle, że nie da się tego aż tak do końca określić. Ów Kalifornijczyk miał swoje wady, jak i zalety; zresztą jak każdy, czego przykładem może być słynny "Kaczor Howard" - trochę inny, pokraczny film, ale i nawet za to nie powinno się Lucasa i kogokolwiek z jego obsady obarczać i hanbić "Złotymi Malinami".