W końcu jakiś w miarę świeży film, gdzie kamerę trzyma filmowiec, a nie alkoholik. Wizualnie ten film czerpie z tego co
najlepsze z produkcji lat `90, odrzucając to całe gówno namnożone w nowym tysiącleciu.
Ładne szerokie ujęcia bez chorobliwej drżączki, przemyślane przejścia kamery, dobre ciemne zdjęcia -
prawdopodobnie na taśmie filmowej, zamiast tandetnym miotaniu kamerką cyfrową z Tesco na wszystkie strony w celu
zamaskowania biedy efektów specjalnych oraz braków na planie.
Pierwsze słowa mnie rozbawiły :)
Masz rację, zgadzam się.
Gwoli ciekawostki to co do kamer, większość filmów fabularnych (i nie tylko) z pewnym budżetem (niekoniecznie dużym i może również być to film dokumentalny)
korzysta w 99% z kamer (popularne serie ARRICAM) na tzw kliszę (film negatyw).
Mogę się tylko pod tym podpisać. U mnie też zawsze ma plusa filmowiec, który do robienia filmów podchodzi oldskulowo, z szacunkiem do widza, nie torpedując go zdjęciami i montażem, od których można dostać pomieszania kur*icy z oczopląsem i nie stosuje tych modnych, wstrętnych filtrów, odbierających obrazom naturalne barwy.
Tak, zgadza sie, mnie tez sie to podoba. Kamera szerokokatna, brak trzesiawki i innych pierd*l. Wszystko mozna elegancko zobaczyc. Ostatnio ogladalem Krolestwo Petera Berga. Musialem spowolnic, bo nic, przez ta trzesiawke, nie bylo widac. To jakas chora moda na krecenie z reki. A o walkach wrecz to juz nie wspomne. No, ale jak sie nie umie bic, to sie robi trzesiawke.